|
Przeczytane dla Was2012-07-07 Pogoda nad morzem pokrzyżowała w tym roku plany organizatorów Festiwalu sztucznych ogni w Ustce.
Tegoroczny, hucznie zapowiadany festiwal sztucznych ogni, który zyskał od tego roku bogatego sponsora irównie bogatą, szczególną oprawę, udał się tylko w niewielkiej części. Można nawet śmiało powiedzieć, że najważniejsz element wydarzenia, czyli pokaz sztucznych ogni całkowicie się nie powiódł. Pogoda już w zeszłym roku pokazała, w jaki sposób potrafi obronić naturalne środowisko (hałas, zadymienie). Wówczas można było podziwiać tylko niskie fajerwerki. Te wyższe skrywały się we mgle, która szczelną zasłoną unosiła się nad ziemią na wysokości ok. 20-30m . W tym roku przyroda (mgła) poszła dużo dalej ( a w zasadzie niżej) niż wówczas, skrywając swoimi tumanami dokładnie całe widowisko. Z leżącego opodal portu osiedla Na Wydmie, z budynku nr 6, najbliższego miejsca, w którym odbywał się pokaz widać było wyłącznie mniej lub bardziej rozjaśniającą się różnokolorową poświatą mgłę. Widać też było rozczarowanych widzów opuszczających tłumnie teren portu od samego początku pokazu. Nikt nie chciał ryzykować stania w godzinnych kolejkach przy wyjeździe z miasta, nie dostając w zamian żadnych wrażeń. Widzowie dziwili się organizatorom, że widząc co się święci nie przenieśli pokazu na następny dzień. Nie podjęli również próby uratowania choćby jego części - choćby po pierwszym z planowanych trzech występów.
Jednak decyzja organizatorów była racjonalna. Ładunki, które zostały uzbrojone w zapalniki łatwiej było wystrzelić niż rozbroić. Trzeba by rozbroić tysiące małych ładunków pirotechnicznych. Prace musiałyby być wykonywane przez pirotechników w ciemności i mgle. Stąd trudna decyzja o kontynuowaniu pokazów mimo niewielkiej, a nawet żadnej wartości wizualnej. Jednym słowem - wybrano mniejsze zło - bezpieczeństwo ludzi. To była dobra decyzja. Mimo to - SZKODA!!! |